czwartek, 8 grudnia 2016

Przed mocnymi derbami Krakowa!

Tak, to nie przypadek - zbliżające się derby Krakowa będą wyjątkowo mocnym doświadczeniem. Wisła wreszcie wygrywa, do składu wracają podstawowi zawodnicy, a w Cracovii też nie mogą narzekać na wielkie ubytki w składzie, choć gra ostatnio nie zachwyca. W końcu jednak derby rządzą się swoimi prawami i to pewne, będziemy świadkami emocjonującego pojedynku. Kto wygra? Bóg jeden raczy wiedzieć, ale zabawię się we wróżkę:



Derby dla Wisły, ponieważ:

- do składu wraca Richard Guzmics, a więc wypadnie z niego Alan Uryga, który jest najsłabszym punktem wiślackiej defensywy (nie wspominając o epizodycznym występie Piotra Żemły). Mimo, że nie wiadomo jaka będzie dyspozycja Węgra po dłuższej przerwie, jednak jest on silniejszy, nie da się tak łatwo przepchnąć jak Uryga i nie popełnia szkolnych błędów. To właśnie Rysiek często ratował wiślakom skórę, gdy zawodził Arkadiusz Głowacki;

- a Arkadiusz Głowacki ostatnio nie zawodzi. Jest ostoją defensywy, a toną doświadczenia wprowadza spokój w poczynaniach zawodników z Reymonta. Co więcej, dużo znów daje w ofensywie, ostatnio wpisał się na listę strzelców, a o dziesiątkach otwierających, długich podań nie wspominając;

- Rafał Boguski postanowił się włączyć do walki o koronę króla strzelców. Dwa hat-tricki, gol z Lechią, asysty, wybieganie i nieustająca walka. To już nie jest ten Rafał co kiedyś, którego każdy kibic krytykował za bycie "dupą wołową", która ostawia nogę, nie walczy do końca. Boguski przeżywa swoją drugą młodość i wychodzi to na korzyść całemu zespołowi;

- środek pola Wisły (Krzysztof Mączyński, Denis Popović, Petar Brlek) jest lepszy od środka pola Cracovii (Miroslav Covilo, Damian Dąbrowski, Marcin Budziński). "Mączka" ostatnio gra jak natchniony, biega, asystuje i... pracuje na swój transfer, ponieważ dla niego to już ostatni gwizdek na przeprowadzkę. Brlek wreszcie się obudził, zdobywa asystuje, skutecznie drybluje, natomiast Popović, choć nie imponuje formą, z którą eksplodowali jego dwaj koledzy, wciąż utrzymuje swój stały, przyzwoity poziom, choć wygląda na ich tle zdecydowanie słabiej;

- Pawłowi Brożkowi wreszcie przestało "coś przeszkadzać". Kiedyś bardzo często brakowało tego "czegoś", choć w sumie nikt nie wiedział co to jest. W tym sezonie jednak znów Brożek jest napastnikiem, który gra typowo krakowską piłkę: niekoniecznie wpisuje się na listę strzelców, ale potrafi przyjąć futbolówkę tyłem do bramki, zagrać z pierwszej piłki z kolegami czy uruchomić przytomnie skrzydła. Doskonale to wyglądało, gdy partnerował mu Zdenek Ondrasek, ale wygląda to też dobrze gdy są za nim przebudzony Brlek i Mączyński;

- Wisła awansowała po wygranej z Lechią do czołowej ósemki, a co za tym idzie na stadion znów przyjdzie więcej fanów. Ba, to może być frekwencja, która znacznie podniesie słabą średnią widzów przy Reymonta;

- wydawało się, że po dezercji Dariusza Wdowczyka wiślacy załamią się i znów zjadą w dół szorować dno tabeli. Co prawda odpadli w meczu z Lechem Poznań i Pawłem Raczkowskim w ćwierćfinale Pucharu Polski, ale dzięki temu walczą już tylko na jednym froncie. Kilku zawodników prawdopodobnie odejdzie już zimą, warto więc wypracować sobie bezpieczną przewagę nad strefą spadkową, by bez tych którzy przeniosą się do mocniejszych drużyn spokojnie pracować zimą i zrobić to o klasę, albo i dwie, lepiej niż miało to miejsce w przypadku poprzedniego sezonu. Wiedzą to piłkarze, wie to również obecny sztab szkoleniowy;

- sztab szkoleniowy składający się z Kazimierza Kmiecika i Radosława Sobolewskiego, dwóch legend krakowskiej drużyny, przy czym to ten drugi wiedzie prym przy linii bocznej. Przy zachowaniu odpowiednich proporcji w mentalności drużyny, Wisła zaczęła się nagle składać z 11. Sobolewskich, którzy walczą o każdy centymetr boiska, są agresywni, choć czasem aż za bardzo, to raczej w dobrym tego słowa znaczeniu i nie poddają się, nawet gdy ewidentnie im nie idzie.

Derby dla Cracovii, ponieważ:

- Grzegorz Sandomierski to pewniejszy golkiper niż Łukasz Załuska. Sandomierski po nieudanej przygodzie za granicą wrócił do Polski i od razu bardzo dobrze spisywał się w bydgoskim Zawiszy, a teraz w Cracovii. Załuska, mimo swojego doświadczenia miewa ostatnio tendencje do kiwania się we własnym polu karnym, a zgodnie z prawem Murphy'ego, coś co ma szansę raz na milion, zdarzy się własnie teraz. Kto wie, czy Cracovia nie zdobędzie bramki po zabawie Załuski, by potem postawić w bramce autobus i bronić wyniku do końca?;

- a) każda seria kiedyś się kończy. Cracovia po raz ostatni wygrała w 12. kolejce gdy jej wyższość musiała uznać Wisła Płock. Na Kałuży na ten mecz jest wyjątkowa mobilizacja, bo jeśli nie na Derbach, to kiedy się przełamać przed końcem roku? Zostaje tylko starcie z Lechem, który jest ostatnio w dobrej formie, a i wśród kibiców nie będzie takiej presji jak w sobotę;

- b) każda seria kiedyś się kończy, ale ostatnio to Wisła spektakularne zwycięstwa przeplata sromotnymi porażkami: 2:6 z Pogonią, 5:1 z Arką, 2:4 z Lechem i 3:0 z Lechią. Czy więc zgodnie z prawem serii, Cracovia powinna rozbić "Białą Gwiazdę"?;

- Jacek Zieliński wciąż walczy o posadę. Wydaje się, że piłkarze wciąż chcą współpracować z tym trenerem dlatego zrobią wszystko by w najważniejszym meczu dla profesora Filipiaka utrzymać prymat w Krakowie. Cierpliwość właściciela Cracovii jest prawdopodobnie na wyczerpaniu i kto wie, czy nie postanowi podążyć drogą wyznaczoną przez rok temu Bogusława Cupiała, który podziękował Kazimierzowi Moskalowi, zwalniając trenera po nieudanych derbach.

Jak widać argumenty "czysto piłkarskie" przemawiają za drużyną Wisły, która po raz ostatni w Derbach wygrała 21. marca 2015 roku! Jednak jak wiadomo, te spotkania rządzą się swoimi prawami, a ponad 20000 widzów, którzy zjawią się w sobotę przy Reymonta będzie świadkami fantastycznego widowiska. Będę tam i ja, mam nadzieję, że wytrzymam napięcie. W końcu to moje pierwsze Derby w loży prasowej! 

sobota, 24 września 2016

Arsene Wenger spóźnił się o rok

źr. http://www.dailymail.co.uk/sport/football/article-1341991/Arsenal-v-Chelsea-live.html

Arsenal wygrał z Chelsea 3:0, wynik ustalając już w pierwszej połowie. Tak grających "Kanonierów" chciałoby się oglądać już zawsze, ja jednak zachodzę w głowę, czy Wenger z tym wszystkim nie spóźnił się o rok?

Arsenal w tabeli jest trzeci, ale londyńczycy wreszcie grają piłkę ofensywną, opartą na zawodnikach bardziej doświadczonych, do przodu ciągnie Alexis, Ozil, wreszcie Wenger ugładził Iwobiego.

Czy nie można było zrobić tego w zeszłym roku? Czy Wenger musiał tak oszczędzać twierdząc, że z tak mało kosztownymi transferami, opierając drużynę na juniorach sobie poradzi? Teraz przyszedł Xhaka, w środku gra Mustafi, a nie z całym szacunkiem wiekowy, Mertersacker, czy drętwy Gabriel.

Wystarczyło rok temu wyłożyć więcej pieniędzy na transfery. Może jeszcze bardziej nakręcić się na Krychowiaka, a nie tylko "dziubać" temat. "Krycha" podwieszony pod Ozilem, to było by coś, no i przede wszystkim grałby z marszu, bo jest lepszy od Xhaki czy Couquelina.

Wenger rok za późno przejrzał na oczy, teraz czeka go ciężka walka o tytuł. Trenerem Manchesteru City został najlepszy w tym fachu Guardiola, w United Mourinho, który potrafi wszystkich wyprowadzić z równowagi w rewanżu Conte nie pozwoli swoim piłkarzom robić takich rzeczy.

A rok temu mistrzostwo zdobyło Leicester. Grało równie cały sezon, zwycięstwo, remisik, czasem porażka, ale zawsze utrzymywało dystans. Gdyby którakolwiek potęga, w domyśle miałem nadzieję, że Arsenal, z regularnością będzie zdobywać komplety punktów, Leicester nie wytrzymałoby fizycznie takiego drylu. Jednak Wenger nie miał kim grać, bo chciał juniorów wprowadzać.

No i tak Leicester zostało mistrzem, a Anglia od nowego sezonu stała się jeszcze bardziej napakowana, zarówno gwiazdami piłkarskimi, jak i tymi na ławkach. Co zrobi Wenger żeby odzyskać mistrzostwo? Nie wiem, mam nadzieję, że wszystko, jednak widząc formę "The Citizens" Guardioli, mam ku temu poważne obawy.

Oby Francuz zrobił to tylko po to, by udowodnić, że lubi wyzwania i wciąż perfekcyjnie zna się na swoim fachu.  

środa, 24 sierpnia 2016

Nie tak to miało wyglądać...

źr.: http://sportowefakty.wp.pl/pilka-nozna/625260/legia-w-lidze-mistrzow-grac-k-mac

Po raz ostatni polski klub w Lidze Mistrzów zagrał w 1996 roku. Miałem wtedy dwa lata, więc jeszcze tego nie pamiętam. Moja pasja do oglądania jakiegoś meczu, czasem dwóch, ewentualnie ośmiu, zaczęła się podobno bardzo wcześnie. Taka dygresja, podobno w wieku 5 lat już perfekcyjnie umiałem czytać telegazetę, by wiedzieć o której jest jakiś mecz.

Ale ten wpis nie o tym. Czekałem na polski klub w Lidze Mistrzów. Cierpliwie znosiłem wszystkie eurowpierdole, również te mojej ukochanej Wisły z m.in. Levadią Tallin. Pamiętam również te fenomenalne mecze - z APOELem, gdy zabrakło trzech minut do awansu, choć to Cypryjczycy bardziej na niego zasłużyli, pamiętam jak skakałem na wakacjach tak, że gospodarz domku w którym byliśmy na wakacjach zaczął stukać miotłą w podłogę by się przestać tłuc, gdy Wisła ogrywała Panaithnaikos 3-1. Pamiętam moje zdegustowanie sędzią Mikem Rileyem, który okradł "Białą Gwiazdę" z historycznego awansu, to właśnie od tego czasu wiem, że angielscy sędziowie nigdy nie dorównają do kozackiego poziomu ligi w której sędziują - to właśnie z Anglii pochodzą takie "tuzy" jak Howard Webb, czy Mark Clattenburg.

Ba, pamiętam, choć to akurat nie Liga Mistrzów, boje Wisły z Schalke, Parmą czy Lazio albo Lecha z Juventusem czy Manchesterem City. Nawet Legię dało się oglądać, gdy gwałciła Celtic lub była bliska gry w LM, gdyby nie fatalny początek meczu ze Steauą Bukareszt.

Czekałem na Ligę Mistrzów w której zagra polski zespół. Wyobrażałem sobie, że to będą fenomenalne boje, z których po latach upokorzeń, to właśnie my będziemy mieli szczęście. I co? Pierwszy element tego dramatu, to moment gdy Siwy z UEFA wraz z jakimś swoim ziomeczkiem losuje parę Legia - Dundalk. Jakby tego było mało, z Legią rewanż grającą u siebie (przypominam, w meczu rewanżowym 3 rundy w Dublinie, Dundalk pykło 3:0 BATE). To musiało się skończyć awansem.

Co zaprezentowała nam Legia? W Irlandii marne 2:0, na dodatek po karnym z kapelusza, a u siebie przez większość spotkania przegrywała. Gdyby nie błąd sędziego, ostrzylibyśmy sobie pewnie zęby na dogrywkę. Legia zagrała słabo, bez pomysłu, a kibice z Żylety jak na ironię śpiewali "Nie poddawaj się ukochana ma, nie poddawaj się Legio Warszawa". Drużyna Hasiego gra jak przerażony pies rasy york. Coś tam poszczeka, ale w rzeczywistości zwykły kundel jedną łapą go ucisza. Taki obraz mam Legii w tym sezonie, to co wyprawia z Łęczną, Arką, a teraz z Dundalk, to wina trenera. Gościa, który wystawia pół rezerwowy skład, by podstawowi zawodnicy odpoczęli przed meczem z... mistrzem Irlandii. Półamatorskim zespołem, którego zawodnicy pewnie dziś musieli wziąć wolne w pracy.

Nie tak to sobie wyobrażałem, smak jest fatalny i gorzki. Z Dundalk lepiej poradziłyby sobie zespoły pierwszej ligi, jakaś Miedź Legnica czy inne Zagłębie Sosnowiec.

Wymowna była później postawa kibiców z Żylety. Zero fety, tylko "Legia grać, kurwa mać". Nie dziwię się, bo taka Wisła z sezonu 11/12, Dundalk ograłaby niczym jakiś Litex Łowecz albo Beitar Jerozolima. A ta z sezonu 02/03 potraktowałaby ich jak WIT Georgię Tblisi. Gdyby Legia trafiła na Dinamo Zagrzeb lub Ludogorec Razgrad, oglądalibyśmy kolejny eurowpierdol.

Teraz na takie czekamy w fazie grupowej. A na spełnienie marzeń o prawdziwym awansie do Ligi Mistrzów, oby za rok.

niedziela, 10 lipca 2016

Słowa Stonogi, czyli idealny komentarz francuskiego czempionatu


To jest jakieś... nieporozumienie. To jest dramat. To na ten moment najsłabsza drużyna, która została mistrzem Europy. Tak, Portugalia, nawet nie Grecja z 2004 roku. Trofeum w rękach piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego to najbardziej koronny argument za cofnięciem idiotycznej reformy z poszerzeniem formuły turnieju do 24 drużyn.


Nie byłem zwolennikiem tej reformy od samego początku. Wiązało się to z oglądaniem na boiskach Irlandii Północnej, czy innej Albanii. Rozumiem kwestie finansowe i marketingowe nie tylko dla całej UEFY, ale i dla takich właśnie państewek. Tym samym jednak doprowadziliśmy do znacznego obniżenia poziomu meczy oglądanych przez nas.
Powiedzmy sobie szczerze, większość z nas emocjonowała się gdy przez godzinę gry Irlandia prowadziła z Francuzami czy Islandia odprawiała z kwitkiem Anglię. To było cudowne, pasjonujące, fenomenalne. Jednak ta reforma sprawiła, że z grupy wyszła tak fatalna drużyna jak Portugalia. Więcej, UEFA w idiotyczne reformy brnie dalej, czego dowodem jest wiele miast gospodarzy za cztery lata.
Nie każdy zasługuje by grać w turnieju finałowym, jednak piłka powinna łączyć ludzi, stąd możliwość gry w eliminacjach takich kraików jak San Marino czy Liechtenstein, a także w przyszłości sztucznych tworów jak na przykład Kosowo. To wszystko jest piękne, ale turniej finałowy jest dla najlepszych, faza grupowa natomiast dla najlepszych z najlepszych. W tym masowym turnieju do kolejnej fazy przechodziło 75% drużyn z fazy grupowej!

No cóż, reforma ta jest całkowicie chybiona. A dowodem na to niech będzie fakt, że Portugalia wygrała tak naprawdę tylko raz. Z Walią, w półfinale. A cudowna akcja Islandczyków w ostatniej akcji meczu z Austrią powinna w rzeczywistości wyeliminować ich z turnieju.

środa, 6 lipca 2016

To było oczywiste!


To nie mogło się inaczej skończyć. Już mówiłem, że ufam Adamowi Nawałce bezgranicznie, jednak informacja o tym, że przedłużył kontrakt na czas eliminacji do rosyjskiego Mundialu bardzo mnie ucieszyła. 

To co wyróżniało Nawałkę od jego poprzedników to nie tylko elegancki wygląd (tak, tak, prezencja u szkoleniowca też jest ważna! Przypomnijcie sobie jak dramatycznie wyglądał Smuda), ale i sposób podejścia do prowadzenia drużyny narodowej. Typowy trening u Franciszka Smudy? Gierka, gierka, gierka. Natomiast Nawałka wie, że piłkarze widzą się rzadko (mowa oczywiście o eliminacjach), a nawet na zgrupowaniu w Arłamowie tyrali nad stałymi fragmentami gry (a te schematy przecież przećwiczyć najłatwiej) oraz harówką i inteligentnym przesuwaniem w defensywie. To wszystko się opłaciło - gol z Ukrainą po pomysłowym kornerze, a na dodatek nie przegraliśmy meczu na EURO. Pressing zaczynał Milik, w środku pola doskonale Krychowiaka ubezpieczał Mączyński, a obrona, cóż, chapeau bas!

No właśnie, Milik, Mączyński, Pazdan - autorski projekt (choć "Pazdka" powoływał już Leo), spisywał się bardzo dobrze, przez całą kadencję Nawałki. Milik, król asyst eliminacji, Mączyński - na ten moment najlepszy partner Krychowiaka w środku pola, Pazdan - blokujący nawet znajomych na Facebooku. Poza snajperem Ajaxu, który już jest uznawany za może nie tyle klasę światową, co europejską, to Pazdana, a tym bardziej Mączyńskiego w pierwszym składzie nie widział nikt. Po raz kolejny okazało się jednak, że trener, obserwujący ich 24 godziny na dobę, wiedział lepiej i chwała mu za to! Kto jeszcze pamięta o Łukaszu Szukale, który nie znalazł się nawet w szerokiej kadrze? Kto jeszcze narzeka na to, że Zieliński dostawał za mało szans? A dobra, znajdą się też i tacy.

Podczas spotkań reprezentacji, a tym bardziej wielkich turniejów, na które się dostajemy w Polsce mamy 38 milionów trenerów. Po raz pierwszy trener potrafił udowodnić wszystkim, że się nie myli. Ilu z kibiców, po jednym udanym spotkaniu Bartka Kapustki (sam byłem oczarowany tym występem) uważało, że nie ma sensu dawać ponownie Kamila Grosickiego do składu? A on zagrał przeciw Niemcom o klasę lepiej! Ilu chciało, by z Krychowiakiem w środku grał Zieliński, a nie Mączyński? Jeszcze więcej. I również i w tym przypadku, przynajmniej na jeden dzień malkontenci umilkli... Chociaż trafiłem na komentarz podpisany imieniem i nazwiskiem, bo na weszlo.com - "Za wystawianie Mączyńskiego i nieskutecznego Milika trzeba Nawałkę zganić"... Szczęśliwie, Nawałki nikt ganić nie musi, szkoda tylko że tacy ludzie mają możliwość szerszej publikacji swoich wywodów.

Podsumowując. "Reelekcja" Adama Nawałki cieszy mnie, bo ma autorytet wśród piłkarzy, mediów i kibiców. Trener wykonuje swoją pracę fantastycznie, a do tego prezentuje i wypowiada się nienagannie. Trzeba nam było takiego szkoleniowca, a teraz miejmy nadzieję wyciśnie z naszych reprezentantów wszystko, byśmy pojechali na mundial do Rosji. Ba! My pojedziemy, byleśmy tylko uniknęli nerwówki w barażach.

Prowadź tę reprezentację trenerze! Po zwycięstwa, triumfy i chwałę!

poniedziałek, 4 lipca 2016

Internet powinien być zakazany dla ludzi poniżej 110 IQ



"To jest jakieś nieporozumienie" - powiedział swego czasu Zbigniew Stonoga, a słowa te idealnie, a zarazem w delikatny sposób oddaję to co czuję widząc takie idiotyczne strony na Facebooku.

Strona wyśmiewa Kubę, a w szczególności jego tułanie się po ławkach rezerwowych, pierwszy skład podczas francuskiego czempionatu, a co najgorsze niestrzelonego karnego. Owszem, nie wykonał go zbyt dobrze, na wysokości idealnej dla bramkarza... Co gorsza, zatrzymał nabieg, chcąc wywołać jakąś reakcję u Rui Patricio, w konsekwencji czego uderzał właściwie z niczego.

Popatrzmy jednak na statystyki za whoscored.com. Kuba oddawał średnio 1,4 strzału na mecz, co przełożyło się na dwie bramki! Dla porównania Robert Lewandowski, który tylko raz znalazł drogę do siatki rywala, średnią posiada dwukrotnie wyższą. Cristiano Ronaldo w tej statystyce wypada niewiele lepiej. 2 bramki, a w ciągu meczu ponad 2 próby. Błaszczykowski wyróżniał się świetną grą w defensywie, fenomenalnie współpracował z Łukaszem Piszczkiem. Celność podań naszego skrzydłowego również była imponująca. 83,5% dokładnych zagrań! Warto zaznaczyć, że dla bocznego pomocnika to bardzo wysoki procent, zwłaszcza, że większość dośrodkowań pada albo łupem obrońców, albo nieskuteczny jest Arkadiusz Milik. Dla porównania, nasz drugi skrzydłowy Kamil Grosicki miał tę statystykę o ponad 22% gorszą! Kuba dołożył do tego jeszcze jedną asystę i suma summarum, był naszym najlepszym piłkarzem na tym turnieju. Thomas Tuchel będzie się musiał nieźle nagłowić, co zrobić z reprezentantem Polski. A mi jako kibicowi Wisły Kraków, pozostaje wierzyć, że "Błaszczu" już niedługo postanowi, zgodnie z obietnicą, powrócić pod Wawel.

Piłkarskim Januszom Umysłowym amebom, należy jak najszybciej odcinać internet. Chyba tylko tak można skomentować zaistniałą sytuację.

piątek, 1 lipca 2016

Możemy być dumni! We wrześniu zaczynamy operację ROSJA2018


Byliśmy świadkami wielkiego turnieju w wykonaniu reprezentacji Polski. I choć "Biało - czerwoni" wracają do domu to możemy, ba musimy być z nich dumni!

Nasza reprezentacja wreszcie była prawdziwą drużyną, której powinni się obawiać na Starym Kontynencie. Ojcem sukcesu jest niewątpliwie Adam Nawałka, który nie tylko zmienił system gry, na ten z dwoma napastnikami ustawionymi pionowo, ale także przygotował wraz ze swoimi współpracownikami tych chłopaków nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Wszystko było dopracowane do perfekcji, co było nowością dla kibiców po okresie panowania Franka Smudy czy Waldemara Fornalika.

Naprawdę, ja jestem dumny. Potrafiliśmy zamknąć Irlandię Północną przed ich własną bramką, toczyć kolejny wyrównany bój z Mistrzami Świata, czy pokonać walczącą o honor Ukrainę. Zagraliśmy dobre spotkanie z Portugalią, umiejętnie broniliśmy przed atakami Szwajcarów i gdyby nie strzał życia Serba (tak wiem, to Szwajcar, urodzony w albańskim Kosowie, choć wtedy nikt o takich rzeczach nie myślał) którego nie da się powtórzyć nawet w FIFIE (no może FIFIE '01) awansowalibyśmy dalej. A tak? Nasi piłkarze pokazali, że rzeczywiście potrafią wykonywać rzuty karne. I tylko żal Kuby Błaszczykowskiego, najlepszego naszego zawodnika na tym turnieju, że to on zepsuł swoje uderzenie. Nie ma co rozmyślać, co by było gdyby nie zatrzymał się przed strzałem, tylko nabiegł pewnie jak ze Szwajcarami... Nas czeka teraz spokojniejsze oglądanie i delektowanie się futbolem, ich zasłużony wypoczynek.

A naprawdę zasłużyli. W tej drużynie każdy był bohaterem. Fabiański, mimo, że nie obronił żadnego karnego, to nie raz ratował nam tyłki, Piszczek i Jędrzejczyk biegający od bramki do bramki bez zmordowania czy filar defensywy Kamil Glik, który tylko potwierdził, że AS Monaco dokonało świetnego transferu. Ukłony należą się ekipie od czarnej roboty, w szczególności Pazdanowi, który walczył i udowodnił, że przedturniejowe nerwy związane z jego kiepskimi występami były bezpodstawne, a także Mączyńskiemu, który wrócił po kontuzji, a biegał w meczach maratony, inteligentnie przesuwał i mimo, że bez błysku w ofensywie, pokazał, jak bardzo zawodników uniwersalnych ceni Nawałka. Profesorowi Krychowiakowi, nie można składać gratulacji, bo zrobił jak zwykle to co robi najlepiej.

Brawa dla najlepszego zawodnika, Kuby, a także największego szczęściarza tej drużyny - Grosickiego, któremu nawet rajdy bez głowy wychodziły tak dobrze, że stwarzały zagrożenie. Szkoda tylko, że gdy nasi napastnicy wreszcie zagrali tak jak o tym marzyliśmy, to odpadamy z EURO...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mam nadzieję, że przedłużą kontrakt z Nawałką bo już we wrześniu rozpoczynamy eliminacje do rosyjskiego mundialu. Gramy w wyrównanej grupie, gdzie nie ma zdecydowanego faworyta (jak w el. do EURO były Niemcy). Najgroźniejszymi przeciwnikami będą Dania i Rumunia, które odpowiednio do Francji nie pojechały, albo w owej Francji nie wypadły najlepiej, delikatnie mówiąc. Do tych eliminacji będziemy przystępować w roli faworytów, a turniej pokazał, że to już nie są goście o miękkich nogach, a faceci radzący sobie z presją.

Trzon tej reprezentacji w Rosji będzie w idealnym piłkarskim wieku. Robert Lewandowski skończy 30 lat, Arek Milik 24, Grzegorz Krychowiak 28, Kamil Glik 30, Łukasz Fabiański 33, Wojtek Szczęsny 28, czy nawet Łukasz Piszczek i Błaszczykowski, obecni 30-latkowie, będą stanowić o sile napędowej, choćby z ławki tej reprezentacji. W gotowości są już inni, którzy posmakowali francuskego czempionatu, a za rok będą walczyć o trofeum do lat 21 na polskich boiskach. Bartek Kapustka, Karol Linetty, Mariusz Stępiński czy Piotr Zieliński, który miejmy nadzieję, nauczy się radzić sobie z presją, będzie dawał w obronie tyle co Krzysiek Mączyński i powoli będzie wchodził do gry, bo jak widać Nawałka lubi go, ufa mu i stara się nawet drużynę ustawiać pod niego, co pokazał w meczu z Ukrainą.

Rumunio, Danio, Czarnogóro, Armenio, Kazachstanie - bójcie się nas i szykujcie się do walki o baraże!
Rosjo nadchodzimy!
Zarządzam rozpoczęcie odliczania do operacji ROSJA2018 - 2 miesiące i 3 dni!

wtorek, 28 czerwca 2016

Pokonać Portugalię, to da się zrobić! Czyli czego oczekuję od naszych piłkarzy.

źr.: sport.pl


Apetyty Polaków na sukces we francuskim czempionacie po odprawieniu Szwajcarów rosną z każdym dniem. Teraz na naszej drodze stanie Portugalia, która delikatnie mówiąc, nie spełnia pokładanych w niej oczekiwań. Czy więc jesteśmy w stanie pokonać Cristiano Ronaldo i spółkę? Oczywiście!

W ćwierćfinale powinniśmy byli zmierzyć się z Chorwacją, drużyną w gazie, która poradziła sobie z Turkami i ustępującymi mistrzami Europy Hiszpanami, a niewiele zabrakło by wywiozła komplet punków ze starcia z Czechami. Zamiast graczy z Półwyspu Bałkańskiego, zmierzymy się z tymi z Iberyjskiego, którzy zajęli w swojej grupie dopiero trzecie miejsce ustępując Węgrom oraz Islandii. Zarówno z nimi, jak i z Austrią podopieczni Fernando Santosa nie wygrali, a w nudnym spotkaniu z Chorwatami oddali zaledwie dwa celne strzały. Oba w tej samej akcji. Oba w dogrywce.

Czy jest więc się czego obawiać? Niestety tak. Każda seria kiedyś się kończy, a kolejny słaby mecz przybliża do końca passy. Pozostaje mieć nadzieję, że albo Portugalczycy znów będą mieli słaby dzień, albo nasi zawodnicy zachowają dotychczasowy poziom, a ci którzy nie spełniali naszych kibicowskich oczekiwań wzniosą się na wyżyny swych umiejętności. Czego więc oczekuję od naszych piłkarzy?

Łukasz Fabiański miał dawać spokój i właściwie nic poza tym. Meczem z Helwetami udowodnił, że drzemie w nim nutka szaleństwa i jest w stanie wygrywać spotkania swoimi interwencjami. Chyba każdy chciałby by utrzymał tę doskonałą dyspozycję.
Portugalczycy będą chcieli kontrować i pewnie pozwolą nam prowadzić grę, to oznacza, że zarówno Artur Jędrzejczyk, jak i Łukasz Piszczek będą musieli się nabiegać od bramki do bramki. Kamil Glik i Michał Pazdan muszą natomiast pokazać Cristiano Ronaldo i Naniemu, kto będzie rządził przed polem karnym. Muszą nękać, przeszkadzać i odbierać chęć do gry drugiemu najlepszemu zawodnikowi na świecie, choć nie brutalnie, bo jak wiadomo CR7 poza talentem piłkarskim jest fenomenalnym aktorem, a nie możemy kończyć meczu w 10.
Nasi skrzydłowi często będą musieli wracać by pomagać obrońcom, ale o ich dyspozycję w tym aspekcie gry możemy być spokojni. Podobnie jak o inteligentną grę w środku pola Grzegorza Krychowiaka. Nie obawiam się również o występ Krzysztofa Mączyńskiego, wątpię by cokolwiek zawalił, jednak fajnie byłoby gdyby dorzucił coś więcej w ataku, przede wszystkim dobrze dopasował buty by się nie ślizgał i korzystał ze swojego dobrego uderzenia wewnętrzną częścią stopy. Również murawa w Marsylii będzie mu przypominać tę po której biega w polskiej ekstraklasie i to może być jego przewaga nad innymi zawodnikami.
Nie ma co pastwić się nad naszymi napastnikami. Jak już napisane zostało wcześniej, każda seria ma swój koniec, oby to nasi napastnicy skończyli ze swą niemocą. Arek Milik musi wreszcie być skoncentrowany na tym co dzieje się dookoła niego. Wystarczy moment dekoncentracji by spartolił idealną sytuację, vide strzał w pierwszej minucie meczu ze Szwajcarami. Gdy jest skoncentrowany, potrafi bez dotykania piłki stworzyć fenomenalne sytuacje - jak przepuszczeniami Grosickiemu przeciw Niemcom czy Błaszczykowskiemu w ostatnim spotkaniu.

Portugalia jest do pokonania, mamy większe szanse na dokonanie tego, niż gdybyśmy grali z Chorwatami. Miejmy nadzieję, że nasi piłkarze wzniosą się na wyżyny swoich umiejętności. A jeśli tak się stanie, to będziemy mieli piękne zyski u bukmacherów, którzy mimo wszystko wyżej stawiają notowania Portugalczyków.


niedziela, 19 czerwca 2016

Ryzyko żółtych kartek, a więc kim na Ukrainę

źr. 90minut.pl

Wtorkowym spotkaniem zakończymy grupowe zmagania, przeciwnikiem będzie reprezentacja Ukrainy, dla której będzie to mecz o honor. Polakom tylko kataklizm może zabrać awans do najlepszej szesnastki francuskiego czempionatu. Czy Adam Nawałka zmieni swoją żelazną jedenastkę? 

Choć trener Polaków raz za razem udowadnia różnej maści ekspertom, że zawsze to on ma racje, mimo że jego decyzje wydawać się mogą niezrozumiałe, tak teraz chyba uda się rozgryźć jego najbliższe decyzje. Część zawodników podstawowej 11 ma już na swoim koncie żółte kartki, które zerują się po meczach 1/8 finału. Należą do nich Łukasz Piszczek, Krzysztof Mączyński oraz Kamil Grosicki (z rezerwowych również Bartosz Kapustka i Sławomir Peszko).

Obrońcę Borussii zastąpi najprawdopodobniej Thiago Cionek, a na lewej stronie Nawałka postawi ponownie na Artura Jędrzejczyka, by ten mógł w luźniejszym meczu ponownie wdrażać elementy ważne dla lewego obrońcy. Wątpię by trener zmienił duet stoperów, gdyż będzie chciał by ta formacja była jak najbardziej zgrana ze sobą. Dostępu do bramki ponownie będzie bronił Łukasz Fabiański, gdyż nie wiadomo co z Wojciechem Szczęsnym, a nie ma sensu dawać szansy w tym meczu trzeciemu golkiperowi - Arturowi Borucowi, by rywalizację zacząć od nowa przed fazą pucharową.

Kartkowiczów z linii pomocy zastąpią prawdopodobnie Kapustka, który mimo kartki na koncie jest naturalnym zmiennikiem Grosickiego, który musi mieć czyste konto na 1/8 finalu oraz Piotr Zieliński, który wykorzysta pauzę Krzysztofa Mączyńskiego. Ten mecz będzie idealnym sprawdzianem dla umiejętności "Ziela" - mniejsza presja, a i zadania całkiem inne od tych, które do wykonania miał "Mąka". Nikt chyba nie sądzi by Niemcy uległy Irlandii Północnej, a my potrzebujemy goli by w tej statystyce przeskoczyć naszych zachodnich sąsiadów i zająć pierwsze miejsce w grupie. Fakt, Zieliński kiepsko broni, nie przesuwa się w strefie tak dobrze jak Mączyński, nie rozumie się z Krychowiakiem, tak dobrze jak wiślak, ale zdecydowanie przewyższa go w umiejętnościach ofensywnych, dysponuje lepszym i celniejszym dograniem, a w perspektywie wtorkowego meczu, może to być bardzo cenna umiejętność, która zagwarantuje bramki, które ciężko będzie się zdobywać Niemcom z drwalami z północnej części wyspy.

Myślę również, że Nawałka nie wpuści na pełne 90 minut Kuby Błaszczykowskiego, a da zagrać Peszce albo drugą połowę, albo od pierwszej do powiedzmy 70 minuty, zwłaszcza, że jeśli trafimy na Szwajcarów, oni będą mieli dwa dni odpoczynku więcej. W ataku duet nie ulegnie zmianie. Trener ustawiając Zielińskiego pod Milikiem i Lewandowskim sprawi, że ta dwójka będzie mogła się skupiać jedynie na wykańczaniu sytuacji.

Nawet jeśli żadne z moich rozważań się nie sprawdzi, wierzę i ufam, że trener Nawałka i tak ma rację. Udowadniał to nie raz, bronił się także swoimi wynikami. Chciałbym jednak, by zdecydował się przynajmniej w tym spotkaniu na bardziej ofensywne ustawienie, choćby właśnie przytoczone 4 - 1- 3 -2. A z drużyną ze wschodu wygramy 3:1!

środa, 15 czerwca 2016

Ufam Nawałce, czyli czemu obok Krychowiaka powinien grać Mączyński

źr. zdj.: http://weszlo.com/2015/10/12/krzysztof-maczynski-historia-dwoch-dosrodkowan/

Pod każdym postem związanym z polskim meczem na Euro 2016 widzę notoryczne wpisy w stylu: "Po co Mączyński w tej drużynie", "Jezu Mączyński", "Ja to bym wystawił Zielińskiego, zamiast Mączyńskiego. On zagrał sezon życia w Serie A, a ten leczył kontuzję i w marnej Ekstraklasie wiele nie pograł". Tylu mamy trenerów w Polsce, objawiających się podczas wielkich imprez. Tak na prawdę Adam Nawałka wie ze wszystkich najmniej.

Nawałka wreszcie odszedł od kompletnie niesprawdzającego się na niwie reprezentacyjnej ustawienia 4-5-1. Nie wpadł na to Smuda, mimo że jego treningi to były ciągłe gierki, nie wpadł na to Fornalik, odkrył to Nawałka i chwała mu za to. Mamy klasowego napastnika - Roberta Lewandowskiego, który ma wsparcie nie tyle zza pleców, co obok siebie - Arka Milika, który gdy potrzeba potrafi zejść trochę niżej i zostać automatycznie fałszywym rozgrywającym albo do boku by zaatakować skrzydłem.

Mobilność Milika udowadnia, że w koncepcji Nawałki potrzeba zawodników uniwersalnych. Świadczą o tym słowa samego trenera, jak i prosta obserwacja gry drużyny - wspomniany napastnik Ajaxu, Błaszczykowski strzelający gola Serbii z linii pola karnego, miejsca należącego do środkowych pomocników, a nie gościa który powinien zamknąć akcję z prawej strony, czy Kapustka, który w tej reprezentacji nie stał chyba tylko na bramce, a na dodatek świetnie radzi sobie z presją, co udowodnił mecz z Irlandią Północną.

Równie ważną postacią co "Lewy", a może jeszcze ważniejszą, jest osoba Grzegorza Krychowiaka, w tym momencie jednego z najlepszych defensywnych pomocników na świecie. Cieszy, że "Krycha" w reprezentacji bierze na siebie jeszcze większą odpowiedzialność nie tylko za przerywanie akcji, ale i rozgrywanie, i rozrzucanie piłek, to na jedną, to na drugą stronę.

Drugiego tak klasowego zawodnika w reprezentacji Polski nie znajdziemy, to nie ulega wątpliwości. Ze wszystkich reprezentantów pełniących rolę w środku pola obok zawodnika Sevilli powinien być ustawiony Krzysztof Mączyński. "Mąka" jest najbardziej typową ósemką ze wszystkich pozostałych zawodników, umiejętnie łączy zarówno grę w destrukcji, jak i kreuje akcje ofensywne. Nie ma ani tego Tomasz Jodłowiec, typowy defensywny pomocnik, ani Piotr Zieliński, fenomenalna dziesiątka.

Krychowiak wraz z Mączyńskim rozumieją się już bez słów. Gdy jeden ma piłkę drugi czeka by spokojnie ją rozegrać. Co więcej czeka tam gdzie obaj tego chcą. Ciężko zauważyć ich współpracę w telewizji, gdyż wbrew pozorom, środek pola w ujęciu kamery zawsze jest gdzieś z boku, a nie w centrum wydarzeń, które skadrowane są tak by lepiej widać co dzieje się już pod samą bramką.

Znamiennym było spotkanie przeciw Islandii, gdy Krychowiak notorycznie musiał Zielińskiego ustawiać pod siebie. By rozwiać wszelkie wątpliwości zaznaczam, że nie uważam Zielińskiego czy Jodłowca, za zawodników gorszych od Mączyńskiego, bo tak nie jest. Zwłaszcza "Zielu" to prawdziwa przyszłość polskiej piłki, jednak musi zdecydowanie poprawić grę w defensywie, by być ustawianym koło Krychowiaka. Zarówno piłkarz Empoli jak i Legii, to na ten moment gracze zadaniowi w drużynie Nawałki. Gdy trzeba było uważać by nie stracić głupiej bramki z Irlandią Północną, za Mączyńskiego wszedł Jodłowiec. Gdybyśmy musieli gonić wynik z Niemcami, być może "Mąkę" zmieni Zieliński. Jednak od pierwszej minuty wyjdzie Mączyński, bo Nawałka ceni, omawianą wcześniej uniwersalność.

Sam początkowo nie byłem zwolennikiem zawodnika grającego na co dzień w... Chinach. Wtedy, tak jak wielu do tej pory, uważałem, że Mączyński przyjeżdża tylko po to bo lubi go trener. Być może nawet tak było, ale krakowianin wykorzystał swoją szansę i udowodnił swoją przydatność do drużyny, coś czego do tej pory nie zrobił Zieliński. Nie wiem, czy wszyscy uważają się za mądrzejszych od Nawałki, który nie raz pokazywał, że ryzyko stara się zmniejszyć do minimum, by nic nie pozostawić ślepemu losowi. Proszę popatrzeć co było gdy trenerem był "Dyzma polskiego futbolu". Słabe stałe fragmenty gry, brak jakiegokolwiek zaskoczenia i bazowanie na znajomości ówczesnego trio z BVB. Teraz jest inaczej, wszystko jest zaplanowane i dopracowane.

Należy więc przestać czepiać się Nawałki, który po raz kolejny nie daje szansy Zielińskiemu, a dać mu robić swoje, nawet ze znienawidzonym Mączyńskim w środku, który spełnia założenia trenera i który jest z niego zadowolony. A temu trenerowi należy ufać, bo udowodnił to już wielokrotnie. Skoro więc trener ufa Mączyńskiemu, a ten go nie zawodzi, to przestańmy wysnuwać wnioski po telewizyjnych powtórkach, nie pokazujących tego co w pełni dzieje się na boisku, tylko kibicujmy wiślakowi, by dalej robił swoje i dał nam jeszcze sporo radości.

niedziela, 12 czerwca 2016

Pokaz siły i dominacji w Nicei!


Polska pokonała Irlandię Północną 1:0 w meczu inaugurującym rozgrywki grupy C na Euro 2016. Wynik mógłby być wyższy, a stres jeszcze mniejszy, gdyby rumuński sędzia Hategan ubrał soczewki przed spotkaniem.

Ten mecz to był pokaz siły i dominacji. Irlandczycy nie byli w stanie zagrozić Polakom, a gdy czasem udało im się wstrzelić piłkę w pole karne, to bez problemu radził sobie Wojciech Szczęsny. Gorąco było tylko po rajdzie Washingtona i po pomysłowym rozegraniu wolnego w końcówce, które jednak nie zakończyło się strzałem.

Największą krzywdę mogli sami zrobić sobie nasi reprezentanci, jednak zderzenie "Szczeny" z Łukaszem Piszczkiem nie było tak poważne, jak na początku się wydawało.

"Piszczu" hasał po prawej stronie, mógł nawet zaliczyć asystę, dobrze radził sobie w obronie, podobnie jak Artur Jędrzejczyk, który był "lewym z bardzo częstym zejściem na prawą nogę". A na początku to właśnie z jego flanki szło najwięcej piłek w pole karne. Niestety mecz z Irlandczykami nie może być żadnym wyznacznikiem, ale Kamil Glik gwałcił każde zapędy Lafferty'ego i jego kolegów w nielicznych akcjach zaczepnych. Gorzej wyglądała gra Michała Pazdana, po którego "pójściu na raz" Irlandczycy mieli szansę na gola. Zobaczymy co wymyśli Adam Nawałka, bo "Pazdi" powinien być zdecydowanie bardziej pewną postacią!

Najlepszą formacją w tym meczu był środek pola obsadzony przez Grzegorza Krychowiaka i Krzysztofa Mączyńskiego. "Krycha"w swoim stylu przechwytywał, przerzucał, raz prawą, raz lewą, oddawał strzały i aż żal że ten najpiękniejszy minął słupek. "Mąka" mimo, że nie do końca widoczny harował za dwóch. Do przerwy przebiegł najwięcej z wszystkich piłkarzy i to zaskoczenie... liczyłem, że Nawałka go zdejmie w przerwie i wprowadzi Piotra Zielińskiego. Nie żebym sądził, że Mączyński grał źle, co nie spodziewałem się tak słabej Irlandii, która w środku pola nie będzie istnieć. Sam Krychowiak by wystarczył, a Zieliński miałby szansę uzbierać parę minut w tym turnieju, natomiast Mączyński odpoczął by przed arcytrudnym spotkaniem z Niemcami. Szczęśliwie Nawałka nie posłuchał moich rad, a "Mąka" w 51 minucie opanował piłkę podeszwą, fenomenalnie uruchomił Kubę Błaszczykowskiego, który nie dośrodkował na pałę, a spojrzał, wystawił na przysłowiowe "szesnaście", a tam Arek Milik wiedział co ma robić. No własnie, gra Kuby sprawiała, że ręce składały się do braw. Szarpał, dryblował, tak jakby miał kilkaset godzin więcej na boisku niż spędził w tym sezonie. A z drugiej strony, objawienie dzisiejszego spotkania dla zagranicznych mediów, choć tu w Polsce wszyscy wiedzą o jego niewątpliwym talencie. Bartek Kapustka... i chyba nic więcej nie trzeba dodawać. Nawałkę czeka ciężki orzech bo wszyscy skrzydłowi, łącznie z wprowadzonym na 10 minut Kamilem Grosickim, szarpali ciągnęli do przodu i robili różnicę.

Robert Lewandowski wiele sobie nie pograł, natomiast trzeba pogratulować mu walki, nieustępliwości, brania obrońców na swoje plecy, tak by inni mieli więcej miejsca. A Milik? W pierwszej połowie dramatyczny, z niewykorzystanymi sytuacjami, ale to on strzelił bramkę i tylko o niej będziemy pamiętać.

Gol padł po akcji Mączyński - Błaszczykowski - Milik. Pierwszego wszyscy nazywają pupilem Nawałki, a nie widzą jego tytanicznej pracy. Nie widzą, jak przydatny jest drużynie w grze od pierwszych minut, zdecydowanie bardziej niż Tomasz Jodłowiec, typowy defensywny pomocnik, czy Filip Starzyński i Zieliński, typowi play-makerzy. "Mąka" potrafi grać w obie strony, a to sprawia, że w oczach trenera, ceniącego uniwersalność jest na uprzywilejowanej pozycji. I to on powinien wychodzić od pierwszych minut, a właśnie "Jodła", "Figo" czy "Zielu" muszą być zawodnikami zadaniowymi, jak dziś, pomocnik Legii, który zmienił wiślaka, by wspomóc jeszcze bardziej w defensywie. "Błaszcza" wszyscy wyśmiewają, że nie gra w drużynie, a jednak samym charakterem potrafi wiele zdziałać. A propozycji zmiany Milika w przerwie, chyba nie warto komentować.

Nawałka po raz kolejny, nie tyle zaskoczył, co pokazał, że zna możliwości tej reprezentacji, jak mało kto. A cieszy jeszcze bardziej, że już zaczął przygotowania do meczu z Niemcami. Do boju Polsko!

piątek, 10 czerwca 2016

Już jutro gramy z Irlandią! Kto powinien zagrać?!

Piłkarski szał rozpoczął się na dobre i to w wielkim stylu, a to za sprawą Francuzów i Rumunów, którzy stworzyli świetne widowisko na Stade de France. Ozdobą była bramka Payeta. Krótko mówiąc, palce lizać. Jednak myśli polskich kibiców zmierzają notorycznie ku spotkaniu z Irlandią Północną. Wciąż nie wiadomo co z Kamilem Grosickim, spekuluje się jednak, że nie zdąży wyleczyć kontuzji stawu skokowego przed niedzielnym spotkaniem. W jakim składzie powinniśmy więc wystąpić?

Między słupkami trener Adam Nawałka ma prawdziwy kłopot bogactwa. Dobrze w pierwszej fazie eliminacji bronił Wojciech Szczęsny, jednak utrata miejsca w bramce Arsenalu, dała szansę Łukaszowi Fabiańskiemu, który doskonale ją wykorzystał. Jest jeszcze trzeci – Artur Boruc, z wiekiem wciąż odpowiednim dla bramkarza, doświadczonym, jednak na ten moment prawdopodobnie ostatnim w hierarchii golkiperów. Kto powinien więc wyjść za Robertem Lewandowskim na stadion w Nicei? Moim zdaniem powinien być to Szczęsny, który w Rzymie znów został pierwszym bramkarzem, a co różni go od pozostałej dwójki – grał w tym sezonie o najwyższe cele. Szczęsny, podobnie jak Boruc jest typem bramkarza himerycznego, potrafi bronić w meczach jak natchniony (vide spotkania z Niemcami Szczęsnego z 2014 r. czy Boruca z 2006), ale też zrobić głupotę (jak faul Wojtka w meczu z Grecją, czy „perfekcyjne” wybicie „Lali” w meczu z Irlandią Północną). „Fabian” natomiast wybroni to co ma wybronić, ale nic ponadto. Uważam, że w takim turnieju powinien bronić bramkarz, który daje drużynie coś ekstra, a takim jest Szczęsny.
            Tak jak na bramce mamy kłopot bogactwa, tak w obronie klepiemy biedę. Jest Łukasz Piszczek, który mimo wysokiej dyspozycji nie jest już tym samym „Piszczem” co cztery lata temu, ale i tak jego pozycja na prawej stronie wydaje się być niepodważalna. Kłopot stworzył się na lewej, od kiedy okazało się, że do Francji nie pojedzie Maciej Rybus. Moim zdaniem przeciw Irlandii po tej stronie powinien zagrać Artur Jędrzejczyk. Ten mecz musimy wygrać, a „Jędza” daje zdecydowanie więcej w ofensywie niż Jakub Wawrzyniak. Środek obrony to też wielka zagadka. Kamil Glik wciąż prezentuje się dobrze, choć w sparingach i jemu przytrafiały się błędy. Jednak szukamy odpowiedzi na pytanie – kto zagra obok niego, bo wiadomo, że były zawodnik Piasta Gliwice wyjdzie w podstawowej 11. Kandydatów jest trzech – Bartosz Salamon, Thiago Cionek i Michał Pazdan. Nawałka ma niezły orzech do zgryzienia, bo Pazdan popełniał furę błędów w sparingach, Cionek też z Litwą się nie popisał, a Salamon niewiele z Glikiem grał. Do tego dochodzi wzrost najlepszego napastnika Wyspiarzy, Kyle’a Lafferty’ego, który o głowę przewyższa „Pazdiego”. Jego zaletą jest jednak siła fizyczna, której nie ma w sobie aż tyle Salamon, zdecydowanie lepiej wyprowadzający piłkę. Moim zdaniem Nawałka po raz kolejny zaufa swojemu ulubieńcowi – „Łysemu z Krakowa”.
           Pewniakami w ataku są „Lewy” i Arkadiusz Milik, pojawia się jednak pytanie, kto będzie grał za „Grosika” gdy ten nie dojdzie do pełni sił. Uważam, że trenerzy wraz z dr Jaroszewskim, powinni oszczędzać naszego skrzydłowego na mecz z Niemcami. Na prawej pomocy wystąpi nasz etatowy skrzydłowy Kuba Błaszczykowski. W środku obowiązkową postacią jest Grzegorz Krychowiak. Wciąż nierozwiązaną zagadką pozostaje, kto będzie mu partnerować. Najbardziej prawdopodobna wydaje się kandydatura Krzysztofa Mączyńskiego, który dobrze łączy ze sobą funkcje typowej ósemki – pracuje zarówno w defensywie i ofensywie, a nie mają tego ani Tomasz Jodłowiec, typowa szóstka czy Piotr Zieliński – świetna dziesiątka. Na dodatek „Mąka” jest ulubieńcem Nawałki, ale też i tytanem pracy, bo mimo zaledwie 326 minut które rozegrał w ekstraklasie, doszedł szybko do optymalnej dyspozycji. Do tego dochodzi styl gdy Arka Milika, fałszywego rozgrywającego, ustawionego obok Lewandowskiego, a jednak operującego za nim. Kto więc powinien zastąpić Grosickiego? Widzę dwa możliwe warianty. Pierwszy – bardziej prawdopodobny, to Bartosz Kapustka zajmujący jego miejsce na lewym skrzydle i spełniającym zadania „Grosika”. Czemu gracz Cracovii? W tym sezonie prezentuje się lepiej od Sławomira Peszki, który i tak pewnie wejdzie w końcówce. Warto więc by dłuższą część spotkania zagrał znajdujący się w wyższej dyspozycji „Kapi”, a „Peszkin” był jokerem, bo jak sam się przyznaje - "Bywam nieobliczalny na boisku, w każdej sytuacji mogę strzelić gola, ale i spudłować z najbliższej odległości". Szczęśliwie drugim wariantem nie jest pomocnik Lechii na lewej pomocy, a ustawienie Milika jako fałszywego skrzydłowego oraz przed "Krychą" i "Mąką" wystawienie Zielińskiego. "Zielu" nie pokazał pełni swoich umiejętności w sparingu z Holandią, bo grał jako ósemka. Jednak mając za sobą dwóch piłkarzy, z których jeden jest jednym z najlepszych defensywnych pomocników świata, czułby większy luz i można oczekiwać od niego bardziej niekonwencjonalnych zagrań. 
          Niezależnie od tego, kogo wystawi Nawałka, ufam mu w 100 %. Pokazał, jak do minimum stara się zneutralizować wszelki przypadek. To w zestawieniu z prowadzącym nas na Euro2012 Frankiem Smudą, jest całkiem inną bajką. A z Irlandią Północną musimy wygrać, by myśleć o spokojnym wyjściu z grupy. Musimy. I wygramy!       

piątek, 13 maja 2016

Podbeskidzie musi zagrać w I lidze

http://katowickisport.pl/pilka-nozna/ekstraklasa,poslowie-zajeli-sie-podbeskidziem,artykul,672278,1,12449.html
Tak, Podbeskidzie winno zagrać w I lidze. Żal tylko patrzeć jak tonący brzytwy się chwyta... Zapraszam do lektury, krótkiego, ale bardzo emocjonalnego komentarza. 

Rano na stronie "Katowickiego Sportu" pojawiła się informacja: "Zdegradowane Podbeskidzie szuka pomocy w sejmie". I rzeczywiście Jacek Falfus, poseł PiS z Bielska - Białej, zgłosił wniosek na posiedzeniu Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki o wyjaśnienie zamieszania i działania Lechii Gdańsk. Krakowski poseł Ireneusz Raś, twierdzi że zaistniała sytuacja wzbudza podejrzenia korupcyjne. I co typowe dla posłów Platformy Obywatelskiej, jest w błędzie, gdyż żadnej korupcji tu nie było, a Lechia jedynie posprzątała po sobie gdy wszystko potoczyło się po jej myśli.

Bo i też jaką potrzebę miała Lechia? Ano punkt więcej, przybliżał do utrzymania pozycji w ósemce, co zresztą się udało dzięki zwycięstwu nad Ruchem, który w tym zamieszaniu mógł najwięcej stracić. No właśnie. Jaka korupcja? Lechia nie miała żadnych wymiernych korzyści z awansu Ruchu zamiast Podbeskidzia. Przede wszystkim jej mecz z którąś z tych drużyn miał odbyć się w Gdańsku, a nawet jeśli byłby to mecz wyjazdowy to oba miasta dzieli 70 kilometrów, co wielkimi kosztami dla dobrze funkcjonującego klubu nie jest.

Ruch przez cały sezon grał od Podbeskidzia lepiej i postawą swoich piłkarzy zasłużył na górną ósemkę. Więcej! Ruchowi górną ósemkę miała zabrać klasyfikacja Fair Play. A jest ona tak niedorzecznie skonstruowana, że prym wiedzie subiektywna ocena delegata m.in. zachowania kibiców. A jak wiadomo chorzowianie są bardziej niepokorni. Sami piłkarze Ruchu zarobili mniej kartek niż Podbeskidzia.

Bielszczanie startowali do rundy finałowej na 9 miejscu. Mając trzy punkty przewagi nad strefą spadkową. Jeśli jednak przegrywa się z Górnikiem Zabrze, idiotycznie traci punkty w Białymstoku albo jest się rozstrzelanym przez Łęczną, to nie ma się żadnych argumentów sportowych.

Gdyby nie zamieszanie z Lechią, szanse na awans do ósemki miała by również Nieciecza. Nie sądzę, by zagrali tak fatalnie jak wtedy, co udowodnili w 31 kolejce.

Podbeskidzie, nie ma żadnych argumentów by pozostać w lidze, a swoją postawą sprawia, że inni życzą im dalszej tułaczki. A poseł Raś, niech skupi się na dopingowaniu ukochanej Cracovii, a nie wyszukiwaniu afer korupcyjnych, gdy ktoś przyzwoicie po sobie posprzątał.

wtorek, 26 kwietnia 2016

Sebastian Nowak - bohater ostatniej akcji

W 2013 roku Termalica Bruk – Bet Nieciecza mogła sobie zapewnić awans do ekstraklasy wygraną z Olimpią Grudziądz. W przedostatniej kolejce prowadzili do 93 minuty, kiedy Sebastiana Nowaka pokonał Michał Wróbel. Niecieczanie w ostatniej kolejce przegrali jeszcze z Flotą Świnoujście i zamiast nich awansowała Cracovia. W poniedziałkowym meczu z Wisłą to Sebastian Nowak, wreszcie mógł poczuć jak to jest pokonać swojego vis a vis. „To mój pierwszy gol na szczeblu centralnym” – powiedział Nowak.

Często to trenerzy decydują czy bramkarz ma pobiec w pole karne, czy też zostać w swojej szesnastce. Jak powiedział w pomeczowej rozmowie Nowak, popatrzył w stronę trenerów, nie widział reakcji, więc pobiegł. Wcześniej spojrzałem w stronę trenerów, nie było kontaktu wzrokowego, tak więc stwierdziłem, że nie ma nic do stracenia i trzeba iść pomóc kolegom – powiedział golkiper Niecieczy.
Bramkarz miał w polu karnym sporo miejsca, a najbliżej był Donald Guerrier, który chwilę wcześniej sam zdobył bramkę. Za brak krycia można obwiniać Haitańczyka. Uważam, że troszkę mnie zlekceważyli i może dlatego ich pokarało – dodał z uśmiechem.
Nowak na początku grudnia doznał bardzo bolesnej kontuzji. Złamał żuchwę w dwóch miejscach i dopiero w meczu z Lechią w 28 kolejce wskoczył ponownie do wyjściowego składu. To był mój pierwszy strzał głową od kiedy miałem złamaną żuchwę, cieszę się więc że z taką precyzją. Po złamaniu żuchwy, w ogóle nie uderzałem głową. Wcześniej się zdarzało, że po treningu ktoś wrzucił, uderzyłem, teraz nie ze względu na to, że nie wiedziałem czy coś w głowie  się „nie poprzestawia”. Do tej pory dostałem dwie bomby w głowę, kości wytrzymały, no i fajnie, że dziś udało się strzelić – żartował bramkarz „Słoników”.
Nowak już puścił gola po uderzeniu kolegi po fachu. Michał Wróbel z Olimpii Grudziądz pokonał go w meczu 33 kolejki I ligi, gdy Termalica walczyła o awans do ekstraklasy. To fatalne uczucie, cieszę się, że dzisiaj udało mi się strzelić, bo jak widać suma summarum musi wyjść na zero. To co nam wtedy zabrano, teraz nam oddano – mówił Sebastian Nowak.
Michał Miśkiewicz raczej nie miał szans obronić tego uderzenia. Nowak twierdzi, że nie należy winić bramkarza Wisły. Oddałbym raczej hołd mojemu uderzeniu – zażartował na zakończenie.

czwartek, 14 kwietnia 2016

Liga Mistrzów w czwartek

Fenomenalny mecz obejrzeli kibice zgromadzeni na Anfield i ci, którzy wybrali starcie angielsko-niemieckie w ćwierćfinale Ligi Europy. Rzutem na taśmę awans do półfinału wywalczyli Liverpoolczycy, jednak spotkanie to zasłużyło na miano przedwczesnego finału. 

Po pierwszym meczu bardziej zadowoleni byli piłkarze Jurgena Kloppa, którzy z Signal Iduna Park wrócili z bramkowym remisem. Dlatego od początku do ataku ruszyli podopieczni Thomasa Tuchela. Ci, którzy jeszcze na dobre nie rozsiedli się przed telewizorami, nie dość że stracili piękny widok kibiców Liverpoolu i BVB śpiewających razem "You'll never walk alone", to jeszcze nie zobaczyli pierwszej bramki, którą już w 5 minucie zdobył Mkhitaryan. Liverpool jeszcze się nie ocknął po pierwszej bramce, a już Mignolet po raz drugi musiał wyciągać piłkę z siatki. Podania od Reusa nie przeciął Sakho, a Aubameyang takich sytuacji nie marnuje.

2:0, nic tylko dowieźć wynik do końca. No właśnie, jak powiedział Czesław Michniewicz, a co niedługo przejdzie do klasyków polskiej części Twittera, to najgorsze możliwe prowadzenie. W pierwszej połowie Dortmundczycy radzili sobie w obronie na prawdę nieźle. Albo to Liverpool był tak nieskuteczny.

Druga połowa zaczęła się jak u Hitchcocka. Najpierw trzęsienie ziemi spowodowane bramką Origiego, a potem napięcie rosło. Wydawało się, że po bramce znów dającej Borussii dwubramkowe prowadzenie mecz można uznać za zakończony i kolejna część widzów, po tych którzy przełączyli spotkanie już w 9 minucie, zmieni kanał. A Liverpool dopiero się obudził. Nie minęło 10 minut, a gola kontaktowego strzelił, fenomenalnie zza pola karnego, Coutinho. Po kolejnych, 11 minutach był już remis, za sprawą Sakho. W pierwszej minucie doliczonego czasu gry, drugi środkowy defensor Liverpoolu pakuje piłkę do bramki. I choć w ostatniej akcji Gundogan mógł użądlić z wolnego, to piłka minęła bramkę.

"I niech ktoś powie, że LE jest mniej emocjonująca niż LM" napisał na Twitterze... Minister Szkolnictwa Wyższego - Jarosław Gowin. I nie trudno przyznać mu racji. Fakt, spotkania tych drużyn powinny odbywać się w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, ale dla Liverpoolu zwycięstwo w LE, będzie prawdopodobnie jedyną szansą by za rok w Champions League się znaleźć.


W tym meczu było wszystko co mogło się podobać. Milner, którego każde dośrodkowanie na krótki słupek było fatalne, takim zagraniem dogrywa do Sakho. Sakho i Lovren, dwóch środkowych stoperów, którzy w tym sezonie łącznie zdobyli dwie bramki. Dziś, przeciwko Borussii. Liverpool oddał cztery, dokładnie cztery celne strzały w światło bramki. Dokładnie tyle samo bramek zdobyli. Fenomen.

Należy życzyć Liverpoolowi zwycięstwa w Lidze Europy, bo takie mecze chcemy oglądać w Lidze Mistrzów!

niedziela, 10 kwietnia 2016

Starzyński krok przed Wolskim

http://skwk.pl/galeria/6975-wisla-zaglebie-cz-1.html

Mecz 30 kolejki T-Mobile Ekstraklasy Wisła Kraków – Zagłębie Lubin zakończył się remisem 1:1, jednak wielu kibiców oczekiwało tego spotkania, by zobaczyć rywalizację dwóch świetnie radzących sobie wiosną ofensywnych pomocników: Rafała Wolskiego i Filipa Starzyńskiego. Kto był lepszy?

Obaj zawodnicy nie poradzili sobie w przeciętniakach ligi belgijskiej. „Wolak” w Mechelen, „Figo” w Lokeren. Powrót do kraju sprawił, że obaj piłkarze odżyli. Pojawia się więc pytanie, czy problemem jest strefa mentalna, może rzeczywiście byli za słabi by grać w Belgii, czy może to polska liga jest tak fatalna, że są oni gwarantem niekonwencjonalnego i efektywnego futbolu? Wolski po przyjściu do Wisły zanotował 3 bramki (wszystkie głową) i 6 asyst. Starzyński również trzykrotnie wpisał się na listę strzelców, trzykrotnie asystował. Dobra gra zaowocowała powołaniem do reprezentacji Starzyńskiego, a również i Wolski przyznał, że rozmawiał z selekcjonerem Adamem Nawałką, który zapewnił go, że wciąż obserwuje, prowadzi selekcję i przy dobrej grze może oczekiwać powołania.

Pierwsza połowa. Wolski 0:0 Starzyński
Od początku spotkania widać było, że zarówno Dariusz Wdowczyk, jak i Piotr Stokowiec, postawili przed swoimi formacjami defensywnymi zadanie by odciąć od podań i wyłączyć z gry obu playmakerów. Sztuka ta szczególnie udawała się graczom „Białej Gwiazdy”, którzy sprawili, że „Figo” przy piłce był tylko wtedy gdy wykonywał stałe fragmenty gry. Wykonywał je tego dnia bardzo dobrze. Zarówno strzał z 40 metrów, jak i dośrodkowanie z 29 minuty podnosiły ciśnienie kibicom Wisły zgromadzonym na stadionie przy Reymonta.
Wolski był bardziej widoczny. Potrafił urwać się duetowi defensywnych pomocników, Jarosławowi Kubickiemu i Łukaszowi Piątkowi. Nie potrafił jednak stworzyć tak groźnych sytuacji, jak to miało miejsce w poprzednich spotkaniach – z Jagiellonią czy Ruchem.

Druga połowa. Wolski 1:1 Starzyński
Choć w drugiej połowie tempo gry zdecydowanie siadło, to na boisku robiło się coraz więcej przestrzeni, co bardziej wykorzystywał Wolski. Nie przeszkodziło mu w tym nawet wejście na boisko bezproduktywnego Rafaela Crivellaro, choć jego współpraca z Krzysztofem Drzazgą wyglądała zdecydowanie lepiej. „Wolak” nadrobił zaległości w przygotowaniu motorycznym, dlatego raz za razem skutecznie odjeżdżał zawodnikom „Miedziowych”, jednak w żaden sposób nie przełożyło się to na akcje bramkowe. W przeciwieństwie do Starzyńskiego. Choć był on przez większą część spotkania niewidoczny, to jednym fenomenalnym podaniem otworzył Michalowi Papadopulosowi drogę do bramki. Już wcześniej ostrzegał defensywę Wisły, że ma zamiar zaliczyć czwartą asystę, wiślacy wciąż notorycznie faulowali.

Remis, ze wskazaniem na Starzyńskiego
Jako kibic Wisły, chciałbym by prym we wszystkich klasyfikacjach wiedli zawodnicy reprezentujący jej barwy, jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że krok bliżej do reprezentacji Polski na Euro 2016 jest „Figo”. Adam Nawałka ma solidną podstawową jedenastkę, gdzie facetami od czarnej roboty będą Grzegorz Krychowiak i Krzysztof Mączyński (jeśli dojdzie do pełni zdrowia, bo wątpię by Piotr Zieliński wygryzł go ze składu), a rolę napastnika i zarazem ofensywnego pomocnika pełni Arkadiusz Milik. Bardziej przydatny Nawałce będzie ktoś, kto wejdzie na ostatnie 15 minut i jednym zagraniem otworzy drogę do bramki, kiedy innym nie będzie się to udawało. Kimś takim jest Starzyński. Wolski natomiast jest typem piłkarza, który bardziej wszedłby z piłką do bramki, biorąc pod uwagę jego umiejętności dryblerskie. Nie wątpię oczywiście, że w dłuższej perspektywie, niekoniecznie Euro 2016, a choćby eliminacji do rosyjskiego Mundialu, to oni mogą stanowić trzon ofensywy reprezentacji Polski.

http://zaglebie.com/20160409-wis%C5%82-krak%C3%B3w-kghm-zag%C5%82%C4%99bie-lubin

Co twierdzą sami zainteresowani?
Dość długo przyszło mi czekać na Filipa Starzyńskiego w wiślackim mixed zonie, jednak ostatecznie udało się zamienić parę zdań. „Nie traktuję tego, jak jakiegoś pojedynku. Staram się jak najlepiej grać, a co będzie zobaczymy”. Nastroje korespondencyjnego pojedynku stara się również tonować Rafał Wolski. „To jest moje marzenie by wrócić do kadry. Czy to się stanie teraz, czy to za rok, ja staram się robić wszystko co do mnie należy. Nie mam zamiaru porównywać się czy jestem lepszy od Filipa, czy też nie. Znam go i dopinguję mu, niech robi swoje, a ja będę robił swoje. Raczej nie skupiam się stricte na tym czy jest krok przede mną, czy też za mną”. 

Ostatnia prosta
Jednak zdecydowanie lepsze pole do pokazania się selekcjonerowi będzie miał „Figo”. Jego Zagłębie zagra w grupie mistrzowskiej i ma przed sobą pojedynki z Legią, Lechem czy Cracovią. „Miedziowi” włączyli się w walkę o europejskie puchary, a sam Starzyński cieszy się na myśl właśnie o tych spotkaniach. Jak twierdzi: „zarówno dla niego, jak i całej drużyny jest to szansa na podnoszenie swoich umiejętności”. Inaczej sprawa ma się z Wolskim. Dla jego Wisły, daleki wyjazd nie oznacza wyprawy do Poznania, Szczecina czy Gdańska, a do Łęcznej (pozostałe dwa wyjazdy do Chorzowa i Kielc to odległość około 100 km). Te spotkania również nie dadzą pełnego obrazu gry Wolskiego, który wiosną tylko w meczu z Zagłębiem, zagrał przeciw drużynie znajdującej się w dobrej formie. Natomiast „Figo” przeciw Cracovii czy Lechii zdobywał nawet bramki. 

Na ostatniej  prostej wydaje się, że bliżej wyjazdu do Francji może być Filip Starzyński, choć nie należy przekreślać szans Rafała Wolskiego. Obaj byliby w tej reprezentacji jokerami, by grać role pierwszoplanowe są zarówno za młodzi, jak i za mało doświadczeni. Pewni możemy być natomiast tego, że na stanowisku selekcjonera mamy wreszcie porządnego fachowca, który niezależnie kogo powoła, wyciśnie z niego maksimum dla narodowego sukcesu na francuskim czempionacie. 

czwartek, 7 kwietnia 2016

Co tam Panie, w Ekstraklasie?

Czy Pan ze zdjęcia wreszcie zachowa czyste konto? Które ekipy zajmą dwa ostatnie miejsca w grupie mistrzowskiej? Czy Flavio Paixao nie stchórzy przed Szymonem Marciniakiem? Wielkimi krokami zbliża się ostatnia kolejka sezonu zasadniczego. I będzie ciekawie.

W trzech meczach wszystko jest jasne już przed pierwszym gwizdkiem. Górnik Łęczna, zagra w grupie spadkowej, jego rywal Lech w mistrzowskiej. Podobnie sytuacja wygląda przed meczem Śląska Wrocław z Cracovią. W meczu dawnych przyjaciół ze Szczecina i Warszawy też wiadomo od dawna, że poza meczem 9 kwietnia, obie drużyny spotkają się jeszcze raz w grupie mistrzowskiej. Niewątpliwe emocje czekać będą kibiców na pięciu pozostałych stadionach. Piast Gliwice spróbuje utrzymać albo zniwelować dystans do prowadzącej Legii, a przeszkodzić (?) w tym spróbuje Jagiellonia Białystok. Pytajnik ten nie jest kwestią przypadku, bo w drużynie Michała Probierza coś się zacięło. Fatalny występ w Krakowie, jeszcze większa kompromitacja przed własną publicznością z Podbeskidziem. Potem akcja "delikatnie zdenerwowanego" Probierza, który jeszcze nie tak dawno miał pełne poparcie publiczności. To jest właśnie klimat ekstraklasy.

Jeśli już o klimacie mowa, to na pewno klimatycznie będzie w Gdańsku, gdzie na pewno Flavio Paixao pokaże Szymonowi Marciniakowi miejsce w szeregu. Dobrze, wróćmy do realnej rzeczywistości. Zwycięstwo i remis daje Ruchowi awans, zwycięstwo Lechii - gdańszczanom. Prosta sprawa, bez oglądania się na innych. Podobnie sprawa ma się przy Reymonta, ale o tym za chwilę. Wcześniej warto przypomnieć kto musi oglądać się na innych. Są to Podbeskidzie, które zmierzy się z Termalicą i Korona, która zagra z walczącym o utrzymanie Górnikiem Zabrze. Pierwsze trzy drużyny muszą liczyć na potknięcia Lechii, Wisły i Jagiellonii, ale to scenariusz mało prawdopodobny i to raczej któraś z tych drużyn będzie grała w grupie mistrzowskiej. Na koniec wisienka na torcie: Wisła Kraków - Zagłębie Lubin. Może nie na koniec, bo wszystkie mecze rozgrywane są o tej samej porze. Dla mnie będzie to jednak wyjątkowy mecz, prosto ze stadionu przy Reymonta. A co na boisku? Na boisku będzie chyba najciekawiej ze wszystkich meczy w całej kolejce. Fenomenalnie grające wiosną Zagłębie i jeszcze lepsza pod wodzą Wdowczyka Wisła. Lubinianie mają pewną grę w pierwszej ósemce, wiślakom zagwarantuje to zwycięstwo. Spotkanie to będzie miało również dodatkowy smaczek i nie wątpliwie powinien obejrzeć je selekcjoner Reprezentacji Polski, Adam Nawałka. Pojedynek Rafała Wolskiego i Filipa Starzyńskiego. Wolski w jednym z pomeczowych wywiadów, powiedział pytany o powołanie do kadry Starzyńskiego, że Nawałka zagwarantował ciągłą obserwację. Ten mecz będzie niewątpliwie sprawdzianem dla obu zawodników. Prezentują podobny styl gry, obu nie wyszła przygoda za granicą, ale depczą poziomem ekstraklasę i powołaniem dla Starzyńskiego, Nawałka wywołał dyskusję on czy Wolski. Ten mecz, przybliży nas do odpowiedzi na to pytanie.

Będzie się działo, jak śpiewa zespół Piersi. A ja mam gęsią skórkę na myśl o nadchodzącej kolejce. Pierwsze gwizdki panów: Jakubika, Kimury z Japonii, Lasyka, Kwiatkowskiego, Marciniaka, Przybyła, Raczkowskiego i Stefańskiego już za 48 godzin!

czwartek, 31 marca 2016

Drużyna jednego piłkarza, czyli dobry towar Brytoli


Według brytyjskiego The Telegraph, drużyna powyżej ma tylko jednego klasowego piłkarza, jest nim oczywiście Robert Lewandowski, a większe szanse na zdobycie tytułu mistrzowskiego jej dziennikarze dają Islandii i Irlandii Północnej.

Przeanalizujmy, jaką kolejność przygotowali dla nas Anglicy. Dwa ostatnie miejsca zajmują Węgrzy i Albańczycy, co dziwić nie powinno, później zaczyna się festiwal piłkarskiej ignorancji. To, że Ukraina jest pogrążona w konflikcie, a jednorazowe powołanie otrzymał Artem Putiwcew, nie znaczy że należy przekreślać tę drużynę i stawiać ją najniżej wśród grupowych rywali Polaków.

Kto jest wyżej od Ukraińców? Turcja, nasz grupowy rywal w eliminacjach do Mistrzostw Świata - Rumunia, Walia, Szwecja i Szwajcaria. Wnioskujemy, że każdy mecz Francuzów w fazie grupowej będzie kończył się pogromem, bo tak nisko sklasyfikowane są pozostałe drużyny z grupy A.

Powyżej Szwajcarii plasuje się nasz rywal Irlandia, a tuż za nami reprezentacja Sbornej. Co wiemy więc o grupie B, wedle tej analizy? Z drugiego miejsca bezapelacyjnie wyjdą... Słowacy, którzy zajmują 11 miejsce w klasyfikacji. Między Polską, a naszymi południowymi sąsiadami, znajdują się również Czesi i... Islandczycy, których zdążyliśmy niedawno pobić 4:2.

Większe szanse od Słowaków, The Telegraph daje Portugalii, Austrii... i Irlandii Północnej. Drużynie, która owszem, bardzo dobrze poradziła sobie w eliminacjach, ale nie mierzyła się z żadną drużyną europejskiego TOPu. Remisu 1:1 z Walią i skromnego zwycięstwa 1:0 ze Słowenią, również nie należy rozpatrywać w kategoriach rewelacji.

Całe szczęście od miejsca 7, do rankingu nie można mieć większych zastrzeżeń: Chorwacja, Włochy, Belgia, Anglia, Hiszpania, Francja, Niemcy, to zdecydowani faworyci francuskiego czempionatu.

Nie warto również rozwodzić się nad tym czy drużyna Nawałki, jest ekipą jednego piłkarza. Nie umniejszając zasługom Roberta Lewandowskiego, który zarówno potrafi zdobyć bramkę Szkotem (na 2:2 w ostatniej akcji na Hampden Park), jak i sam pociągnąć akcję, a także inteligentnie dojrzeć partnera. Jednak to cała drużyna pokonała Niemców, we Frankfurcie stoczyła z nimi bój jak równy z równym, wyszarpała dwukrotnie remis Szkotom. Mamy kłopot bogactwa na bramce, wreszcie nie musimy się martwić o boki obrony, a stoperzy, mimo iż nie zawsze pewni, nie sprawiają że zasłaniamy oczy. Do tego dochodzą pomocnicy klasy światowej, którzy nawet jeśli nie grają w klubie, czarują w reprezentacji. A zabójczy duet: Milik - "Lewy"? Takich trzech, jak ich dwóch, nie ma ani jednego. Najlepszy duet napastników wśród reprezentacji szykujących się na Euro. Jakby tego było mało, wreszcie długa lista rezerwowych i tych którzy jeszcze mają szansę na debiut.

Odpowiedź na pytanie: czy to drużyna jednego piłkarza, jest chyba oczywista. Na szczęście, nie ma co przejmować się rankingami, z których wynika, że wynika, że z turniejem po fazie grupowej pożegnać mogą się Ukraińcy, Turcy i Szwedzi, a Irlandia Północna powalczy w ćwierćfinale. Brytyjczycy na prawdę zdobyli dobry towar, jednak powinni się stosować do zasady - piłeś/brałeś, nie pisz!

By nie być gołosłownym, zamieszczam tu źródło feralnego rankingu: http://www.telegraph.co.uk/football/2016/03/29/spain-france-england-who-will-win-euro-2016-ranking-all-24-euro/
a poniżej, pazernie wykorzystam miejsce na łamach tego bloga i zaprezentuję swój. Ranking przed turniejem może ulec zmianie, kontuzje, słabsza forma itp. Dlatego przedstawiam stan na 31.03.2016 r.
1. Niemcy
2. Francja
3. Hiszpania
4. Włochy
5. Anglia
6. Chorwacja
7. Portugalia
8. Belgia
9. Ukraina
10. Rosja
11. Austria
12. Polska
13. Czechy
14. Rumunia
15. Słowacja
16. Szwajcaria
17. Islandia
18. Szwecja
19. Turcja
20. Walia
21. Irlandia
22. Irlandia Północna
23. Węgry
24. Albania.  

środa, 30 marca 2016

Tytułem wstępu

Futbolem żyje każdy przeciętny mężczyzna, a nie rzadko również i kobiety.  Futbol jednak nie jest przeciętny, jest magiczny. Wyjątkowy. Toczono o niego wojny, innym razem łagodzono spory, z każdym meczem wiązać może się jakaś historia, jednak niekoniecznie każdy mecz do historii przejdzie. Każde 90 minut, w każdym człowieku, na każdym krańcu świata, potrafi rozbudzić wyjątkowe emocje. Od ekscytacji po frustrację. Od radości do płaczu. Są ludzie, dla których dzień bez obejrzanego spotkania, czy to na najwyższym światowym poziomie Barcelony z Realem, czy gdzieś w dole polskiej ekstraklasy Górnika ze Śląskiem, jest dniem straconym. Wśród tych osób jestem i ja, a swoje przemyślenia, a nierzadko radości, żale i frustracje zamieszczę tu. Trochę miejsca na politykowanie i historię też się znajdzie. Zapraszam do śledzenia.