środa, 24 sierpnia 2016

Nie tak to miało wyglądać...

źr.: http://sportowefakty.wp.pl/pilka-nozna/625260/legia-w-lidze-mistrzow-grac-k-mac

Po raz ostatni polski klub w Lidze Mistrzów zagrał w 1996 roku. Miałem wtedy dwa lata, więc jeszcze tego nie pamiętam. Moja pasja do oglądania jakiegoś meczu, czasem dwóch, ewentualnie ośmiu, zaczęła się podobno bardzo wcześnie. Taka dygresja, podobno w wieku 5 lat już perfekcyjnie umiałem czytać telegazetę, by wiedzieć o której jest jakiś mecz.

Ale ten wpis nie o tym. Czekałem na polski klub w Lidze Mistrzów. Cierpliwie znosiłem wszystkie eurowpierdole, również te mojej ukochanej Wisły z m.in. Levadią Tallin. Pamiętam również te fenomenalne mecze - z APOELem, gdy zabrakło trzech minut do awansu, choć to Cypryjczycy bardziej na niego zasłużyli, pamiętam jak skakałem na wakacjach tak, że gospodarz domku w którym byliśmy na wakacjach zaczął stukać miotłą w podłogę by się przestać tłuc, gdy Wisła ogrywała Panaithnaikos 3-1. Pamiętam moje zdegustowanie sędzią Mikem Rileyem, który okradł "Białą Gwiazdę" z historycznego awansu, to właśnie od tego czasu wiem, że angielscy sędziowie nigdy nie dorównają do kozackiego poziomu ligi w której sędziują - to właśnie z Anglii pochodzą takie "tuzy" jak Howard Webb, czy Mark Clattenburg.

Ba, pamiętam, choć to akurat nie Liga Mistrzów, boje Wisły z Schalke, Parmą czy Lazio albo Lecha z Juventusem czy Manchesterem City. Nawet Legię dało się oglądać, gdy gwałciła Celtic lub była bliska gry w LM, gdyby nie fatalny początek meczu ze Steauą Bukareszt.

Czekałem na Ligę Mistrzów w której zagra polski zespół. Wyobrażałem sobie, że to będą fenomenalne boje, z których po latach upokorzeń, to właśnie my będziemy mieli szczęście. I co? Pierwszy element tego dramatu, to moment gdy Siwy z UEFA wraz z jakimś swoim ziomeczkiem losuje parę Legia - Dundalk. Jakby tego było mało, z Legią rewanż grającą u siebie (przypominam, w meczu rewanżowym 3 rundy w Dublinie, Dundalk pykło 3:0 BATE). To musiało się skończyć awansem.

Co zaprezentowała nam Legia? W Irlandii marne 2:0, na dodatek po karnym z kapelusza, a u siebie przez większość spotkania przegrywała. Gdyby nie błąd sędziego, ostrzylibyśmy sobie pewnie zęby na dogrywkę. Legia zagrała słabo, bez pomysłu, a kibice z Żylety jak na ironię śpiewali "Nie poddawaj się ukochana ma, nie poddawaj się Legio Warszawa". Drużyna Hasiego gra jak przerażony pies rasy york. Coś tam poszczeka, ale w rzeczywistości zwykły kundel jedną łapą go ucisza. Taki obraz mam Legii w tym sezonie, to co wyprawia z Łęczną, Arką, a teraz z Dundalk, to wina trenera. Gościa, który wystawia pół rezerwowy skład, by podstawowi zawodnicy odpoczęli przed meczem z... mistrzem Irlandii. Półamatorskim zespołem, którego zawodnicy pewnie dziś musieli wziąć wolne w pracy.

Nie tak to sobie wyobrażałem, smak jest fatalny i gorzki. Z Dundalk lepiej poradziłyby sobie zespoły pierwszej ligi, jakaś Miedź Legnica czy inne Zagłębie Sosnowiec.

Wymowna była później postawa kibiców z Żylety. Zero fety, tylko "Legia grać, kurwa mać". Nie dziwię się, bo taka Wisła z sezonu 11/12, Dundalk ograłaby niczym jakiś Litex Łowecz albo Beitar Jerozolima. A ta z sezonu 02/03 potraktowałaby ich jak WIT Georgię Tblisi. Gdyby Legia trafiła na Dinamo Zagrzeb lub Ludogorec Razgrad, oglądalibyśmy kolejny eurowpierdol.

Teraz na takie czekamy w fazie grupowej. A na spełnienie marzeń o prawdziwym awansie do Ligi Mistrzów, oby za rok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz